sobota, 7 września 2013

Odcinek 5. Moimi oczami

Witam,

Chciałam się usprawiedliwić, dlaczego wczoraj nic się tu nie pojawiło. Byłam na koncercie Cochise, a potem wylądowałam w busie z Pawłem Małaszyńskim. Koncert zaliczam do udanych + wieczór spędzony z serialowym Maksem Kellerem. Pozdrawiam Pawełka i resztę zespołu! Kolejny trip zaliczony. Dałyśmy radę z Monią. :* A tu wstawię Wam zdjęcie z Pawłem :)


Miłego czytania :)



"Odcinek 5. Moimi oczami"

Alicja szła z Sylwią do pracy, kiedy na parkingu przed szpitalem zobaczyła Krzysztofa. Nie miała wcale ochoty z nim rozmawiać. Cały dzień za nią chodził. Nie uszło to uwadze Leonowi jak i całemu personelowi. Była już wykończona tym unikaniem go. Ala jechała windą na SOR, nagle wsiadł do niej Maks. Chwilę stali w milczeniu, które przerwał.
- Co tam u profesora Cienia? - zapytał.
- Przestań... - była wystarczająco zmęczona tematem Krzysztofa.
- Uparty, że aż śmieszny? - Keller nie dawał za wygraną. Spojrzała na niego.
- A to zupełnie tak samo jak ty. - odgrzyła się mu i wyszła z windy, a on za nią.
- Alicja! Chciałem ci tylko powiedzieć, że strasznie ci współczuję. - odwróciła się w jego stronę.
- Wiesz, gdzie ja mam twoje współczucie? - zdecydowanie chciała się go pozbyć.
- Nie wiem czy całe się tam zmieści. - odpowiedział, rozśmieszając przy tym Szymańską. To w nim lubiła najbardziej. że zawsze potrafił rozluźnić atmosferę i poprawić jej humor.
- Jaki głupek....
- Możesz mi mówić po imieniu. Proszę. - Maks dostrzegł Krzysztofa na korytarzu i zadziałał impulsywnie. Spojrzał na Alę i przyciągnął ją do siebie. Nie patrząc na to, że są na środku korytarza, podczas dyżuru, na to czy Alicja tego chce, czy nie. Zaryzykował. Pocałował ją. Ona nie protestowała, chociaż niby powinna. Oderwali się po chwili od siebie. Krzysztof ich zobaczył, odwrócił się na pięcie i poszedł w przeciwnym kierunku. Spojrzała na niego zszokowana. 
- Patrzył. Mam cię. - spojrzał w część korytarza, w której można było dostrzec oddalającą się sylwetkę Florczyka. Szymańska podążyła wzrokiem w to samo miejsce i zobaczyła go. Domyśliła się, dlaczego Keller to zrobił. Zdenerwowała się, że zabawił się jej kosztem.
- Ile ty masz lat? Dwanaście? - zapytała podniesionym głosem.
- I pół. - odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- To było durne Maks! - odwróciła się i poszła w stronę pokoju lekarskiego.
- Ale skuteczne! Proszę cię Alicja! Poszedł, tak? - chwilę stał i patrzył jak odchodzi. 
- O nie! Muszę skorzystać z takiej okazji! Ewidentnie jej się podobało! To jest ten moment, moja szansa! Może ostatnia... - pomyślał i poszedł za nią. Stała oparta o biurko, tyłem do drzwi. Podszedł do niej i deliatnie z uczuciem dotknął jej ramion rękoma. Na początku się wzdrygnęła, po chwili nawet zaczęło jej się to podobać.
- Przepraszam - szepnął jej do ucha - nie chciałem, żeby to tak wyszło. To był impuls. Myślałem, że chcesz się go pozbyć... - jego dłonie wędrowały rytmicznie w górę i w dół. Faktycznie ją to uspakajało. Odwróciła się w jego stronę.
- Bo chcę. - odpowiedziała spokojnie - Ale nie chciałam uciekać się do takich sposobów. Wiem, że chciałeś dobrze. Po prostu nieraz nie wytrzymuję, przerasta mnie to wszystko. Nie wiem czy dobrze zrobiłam odchodząc. Nie wiem czy... Nic nie wiem. - Maks widział bezsilność w jej oczach. Podszedł do niej bliżej i ją przytulił bez żadnych podtekstów. 
- Cii... Już dobrze. - gładził ją po plecach, ona wtuliła się w niego - Ty wiesz najlepiej czy dobrze zrobiłaś. Nie myśl tyle o tym. Samo się wszystko rozwiąże. Nie możesz się tak wszystkim przejmować.
Stali tak objęci. W drzwiach pojawił się Krzysztof, chciał wszystko wyjaśnić, ale po tym co teraz zobaczył, wyszedł i udał się do Leona. Był wściekły. Jego urażona, męska duma kazała mu stamtąd jak najszybciej wyjść. Po kilkunastu minutach oderwali się od siebie. Alicja spojrzała na niego swoimi pięknymi, brązowymi oczami. Uśmiechnęła się delikatnie
- Dziękuję. Było mi to potrzebne. - podeszła, cmoknęła Maksa w policzek i wyszła. Keller stał jak wryty. Zawsze oczekiwał czegoś więcej, a tu zaspokoiło go i wprawiło w stan radości, tylko trzymanie jej w ramionach. Czuł, że dzieje się z nim coś dziwnego.
Maks rozmawiał z pacjentką, gdy nagle dostrzegł Alicję na holu. Szybko udzielił porady i podszedł do niej.
- Ala nie będzie cię na odprawie? - pokręciła głową.
- Zdałam już dyżur. - widział, że jest padnięta. Zobaczyła Krzysztofa, który zmierzał w ich kierunku.
- O jezu... - powiedziała. Maks spojrzał na nią, odgarnąl jej niesforny kosmyk z twarzy i uśmiechnął się.
- Co jest? - zapytał z troską. 
- Krzysztof... - Keller odwrócił się i zobaczył go.
- Dzień dobry! - powiedział Florczyk.
- Dzień dobry! - odpowiedział dumny Maks. Alicja tylko się uśmiechnęła. Krzysztof widząc ich razem, od razu stamtąd poszedł. Maks znowu na nią spojrzał. 
- Może mały masaż jak ostatnio? - zapytał żartobliwie, zobaczył jej wzrok - Ok, rozumiem, że nie. - zadzwonił jego telefon. Odebrał.
- Keller? Cholera! Już idę! - krzyknął i zaczął biec. 
- Maks co się stało? - zapytała zdezorientowana.
- Karambol na moście! - pobiegł w stronę SORu. Ona bez zastanowienia, po dwunastagodzinnym dyżurze, wykończona pobiegła za nim. Wiedziała, że w takich przypadkach, każda para rąk jest potrzebna. Kiedy skończyła udaną operację, została wezwana do drugiej, która niestety się nie powiodła. Alicja nie mogła i nie chciała powstrzymywać łez z całego dnia. Napięcie, smutek i wszystkie inne negatywne emocje spływały z niej wraz ze łzami. Nie udało jej się uratować pacjentki, o jej śmierci musiała powiedzieć załamanemu mężowi i małej córeczce. Totalnie ją to rozbiło. Usiadła w pokoju lekarskim i liczyła na chwilę spokoju, żeby w nostalgii mogła sobie wszystko poukładać i wrócić do normalności. Zawsze największym problemem była dla niej strata pacjenta, obwiniała się, że może mogła zrobić coś więcej, lepiej. Z przemyśleń wyrwał ją Krzysztof. Usiadł obok niej. 
- Ala... Ja po prostu nie umiem bez ciebie. Wiem, że popełniłem błąd...
- Krzysztof... - przerwała mu, nie chciała znowu wałkować tego tematu.
- Ja po prostu nie wierzę, że ty z nim... Kocham cię. Wróć do mnie. - w tym momencie wszedł Maks. Zobaczył ją zapłakaną i tego...dupka obok niej! 
- Nie widzi pan, że my tu rozmawiamy. - powiedział Krzysztof. Na nim kompletnie jego słowa nie zrobiły wrażenia, dalej stał w tym samym miejscu. Alicja wstała, rzuciła do Florczyka "przepraszam" i wyszła, Keller ruszył za nią. 
- Ala... - dogonił ją.
- Maks. Proszę cię. Nie teraz. - widział łzy w jej oczach.
- Chodź, zabiorę cię gdzieś. Tam będziesz mogła pobyć sama. 
Objął ją delikatnie ramieniem, ona nawet się nie opierała. Zaprowadził ją do tajemnego miejsca. Posadził ją na kozetce. 
- Chcesz coś do picia? Jedzenia? - pokręciła przecząco głową - To zostawiam cię, jak coś to dzwoń albo pisz. - Chciał wyjść, ona chwyciła go za rękę.
- A możesz ze mną tu zostać? - podniosła na niego swoje smutne oczy.
- Pewnie. - uśmiechnął się do niej i usiadł obok. Ona położyła mu głowę na kolanach i zaczęła płakać. On gładził ją po włosach. Mógłby z nią tak siedzieć wiecznie. Kiedy w końcu się uspokoiła, podniosła się i spojrzała na niego. Starł opuszkiem palca samotną łzę, która płynęła po jej policzku. 
- Dziękuję znowu. - uśmiechnęła się blado do niego - Od dwóch dni ciągle mnie wybawiasz z opresji. Bawisz się w rycerza na białym koniu?
- Coś w tym stylu. Moim zadaniem jest ratowanie przed smutkiem pięknych księżniczek. - Ala nieśmiało się zaśmiała. 
- Czas do domu. - wstała - Jeszcze raz dziękuję. Kiedyś ci się odwdzięczę.
- Może cię odwiozę. - martwił się o nią.
- Nie. Dam radę. - wyszła i skierowała się do szatni. Teraz dopadło ją zmęczenie. Weszła do niej i zobaczyła Sylwię.
- Nareszcie! Gdzie ty się podziewałaś? Cały szpital przeszukałam. 
- Tu i tam. - odpowiedziała obojętnie. Nie miała siły opowiadać jej, gdzie naprawdę była.
- Idziesz do domu? - Ala przebrała się i usiadła na krzesełku - wyglądasz strasznie. - stwierdziła jej przyjaciółka.
- Wielkie dzięki! Ty to potrafisz człowieka podnieść na duchu. Zaraz, chwilę odpocznę.
- Odpoczywa się w domu. Do zobaczenia. Nie siedź za długo. - wyszła. Alicja wstała. Zakręciło jej się w głowie i zemdlała. Maks posiedział jeszcze chwilę w tajemnym miejscu. Martwił się o nią. Brała na siebie za dużo. Wszedł do szatni i zamarł. Zobaczył ją nieprzytomną na podłodze. Natychmiast do niej podbiegł. Sprawdził puls i oddech. Uff! Tylko zemdlała. Nie myśląc długo, wziął ją na ręce i zaniósł do pokoju lekarskiego. Położył ją na kanapie i zadzwonił po Jivana. Wiedział, że jeśli chodzi o nią nie jest w stanie myśleć racjonalnie. Właśnie jego przyjaciel mierzył jej ciśnienie, kiedy zaczęła się budzić. Chciała się podnieść, ale Jivan ją powstrzymywał.
- Leż, leż.
- Zemdlałaś - dopowiedział Keller. Kamień spadł mu z serca, że już jest bezpieczna - I jak? - zapytał z troską.
- Ciśnienie w normie, ale jak dalej tak pójdzie, to może się to skończyć tragicznie. - Ala przewróciła oczami.
- Nie rób min. - powiedział Gajewski.
- Nie rób min. - powtórzył Maks.
- Jesteś lekarzem, powinnaś dbać o siebie conajmniej tak jak o innych. - kontynuował Jivan.
- Wiem. - odpowiedziała.
- Wiem, nie znaczy rozumiem.
- Rozumiem. Naprawdę.
- Wiem. - zaśmiał się Gajewski i wstał - Dacie sobie radę?
- Dam radę. - powiedział Maks. Jivan wyszedł, a on usiadł obok niej na kanapie i spojrzał na nią.
- Przestraszyłaś mnie. - uśmiechała się do niego - Nie śmiej się. Naprawdę. 
Alicja patrzyła na niego przez chwilę. Nie jak na doktora Kellera, kolegę z pracy, tylko jak na faceta. Przystojnego, troskliwego, miłego faceta. Przyciągnęła go do siebie za bluzkę i pocalowała go. Maks był zaskoczony, ale pozytywnie, zaraz zaczął odwzajemniać jej poczynania. Z nieśmiałego pocałunku przerodził się w namiętny i dojrzały. Po chwili oderwali się od siebie. Byli trochę zawstydzeni. Alicja przygryzła wargę, on natomiast czuł się skrępowany i pierwszy raz od niepamiętnych czasów nie wiedział, co ma powiedzieć. Po chwili odezwał się.
- Eeee... - zaśmiał się - Zgubiłem wątek. - po chwili zastanowienia dodał - Odwiozę cię do domu.
Ala pokiwała głową na znak, że się zgadza. Maks wstał, pomógł jej. Sięgnął jej kurtkę i założył na nią, stanął na przeciwko niej. Spojrzał głęboko w oczy, złapał za zamek kurtki. Zapiął ją, a potem nachylił się i cmoknął ją w usta.
- Możemy iść? - zapytał z uśmiechem.
- Mhm. - uśmiechnięci wyszli z pokoju lekarskiego. Niespodziewanie Keller złapał ją za rękę i zatrzymał się.
- Portfel. Zapomniałem. Poczekaj chwilkę.
- Nie. - Maks spojrzał na nią zaskoczony - Idę z tobą. - kąciki jego ust uniosły się ku górze. Wrócili dalej trzymając się za ręce do lekarskiego. Wziął portfel, spojrzał na nią z uczuciem. Chwycił ją za drugą rękę i bacznie jej się przyglądał. Po chwili wyrwał się z rozmyśleń.
- Jaka ty jesteś śliczna. - powiedziawszy to, nachylił się i znowu ją pocałował. W tym momencie weszła Beata - była narzeczona Kellera.
- Hej! - powiedziała zdenerwowana. Nie spodziewała się, że zobaczy Maksa z inną. Oderwali się od siebie, on również był zaskoczony, nadal trzymał rękę Ali.
- Co ty tu robisz?
- Wróciłam. Widzę, że szybko się pocieszyłeś. - odpowiedziała zgryźliwie.
- Jesteś ostatnią osobą, która może mnie umoralniać w tej sprawie! - powiedział zdecydowanym tonem - Chodź kochanie. Idziemy. 
Wyszli stamtąd. Beata długo nie mogła otrząsnąć się z tego co zobaczyła i co usłyszała. Alicja była zdezorientowana. Maks opowiedział jej wszystko w drodze do domu. 

piątek, 6 września 2013

Odcinek 4. Moimi oczami

Witam,

Chciałam Was przeprosić. Postaram się częściej dodawać notki. W weekend postaram się napisać do przodu notki i wstawiać codziennie. Bądźcie wyrozumiali. Nie jestem zadowolona z tego odcinka, ale cóż. Piszcie swoje opinie. Czy dalej chcecie, żebym opisywała odcinki swoimi oczami.

Miłego czytania :)


„Odcinek 4. Moim oczami”
 
Alicja coraz bardziej pod namowami Sylwii i własnego rozumu chciała się odciąć się od tego, co przeżyła z Krzysztofem. Stwierdziła, że chce zacząć żyć od nowa. Bez niego! Maks coraz częściej przyznawała się, że coraz bardziej Ala, mąci mu w głowie. Jivan radził mu, żeby nie żartował ze spraw typu małżeństwo. Uznał, że z nią mogłoby się to udać. Szymańska od rana walczyła z ordynatorem o zmianę grafiku, który był niesprawiedliwie ułożony. Twierdziła tak nawet pani dyrektor. Leon na początku upierał się, że nie ma się, czego czepiać. Po chwili przyznał rację Elżbiecie i zmienił plan operacji. Alicja dobrze zdiagnozowała pacjentkę. Pełen podziwu był dla niej ordynator, chociaż tego nie okazywał, ponieważ jak twierdził Leon, prawie zrobił z siebie idiotę przez nią. Jivan uczył Maksa, jak za pomocą własnego spokoju i umysłu trafiac w sam środek tarczy - człowiek z zaznaczonym sercem - lotką. Gdy Maks zdobył swój cel, czyli serce, jego kolega powiedział:
- Trafiłeś amorze! - w tym momencie weszła Alicja.
- Kto jest amorem? - zapytała z uśmiechem, Jivan wskazał na Kellera - A no tak. Masz chwilę? - zwróciła się do Adama.
- Całe życie - odpowiedział rozmarzony Maks. Jivan kiwnął głową na potwierdzenie.
- Super! - krzyknęła uradowana i skierowała się za Adamem w stronę wyjścia. Keller chwycił ja za rękę. Ala spojrzała na niego pytająco, on chwycił ją w pół i przyciągnął.
- Co ty wyrabiasz? – zapytała zdezorientowana. Maks dłonią dotknął jej szyi.
- Ja tylko sprawdzam puls pani doktor. – uśmiechnął się łobuzersko.
- Puszczaj mnie wariacie! Ty to jednak głupi jesteś! – wyrwała mu się i zaczęła śmiać. Alicja już wychodziła.
- Za obrazę mnie jesteś mi winna kolację! – krzyknął – I śniadanie. – dodał pod nosem z uśmiechem. Ala miała pracowity dzień. Ciągle albo była na SORze, albo operacje. Miała dzisiaj dyżur z Maksem. Poszli na chwilę do szatni. Tam siedział Piotr, który został przed chwilą mianowany na pełniącego obowiązki ordynatora. Alicja od razu do niego podeszła i zaczęła mu  gratulować. Za nią wszedł Keller.
- O! Moje gratulacje! – powiedział, wchodząc.
- Co? – zapytał Wanat.
- Jak to co? Myślisz, że nie wiem. Wieści szybko się rozchodzą. No proszę, proszę. Poważna sprawa. Mam konkurenta, prawie ordynatora, ale w tej chwili pozwolisz, że się oddalę, gdyż my prości lekarze czasem mamy dyżury, ale przyznam ci się szczerze, jakoś nie narzekamy zwłaszcza, gdy są w miłym towarzystwie. – Ala mijając go w drzwiach, uderzyła go w głowę książką.
- Gotowy? – zapytała. Maks uśmiechnął się i poszedł za nią. Wyprzedził ją i stanął przodem do niej. Alicja się zatrzymała.
- Przez ciebie teraz mnie główka boli. – zrobił smutną minę.
- Biedaczek.
- Jeden buziak i na pewno przestanie boleć. – zapewnił. Ala spojrzała na niego. Dłońmi ujęła jego twarz, stanęła na palcach i pocałowała go w czoło.
- Chodziło mi w usta.  – Zaczęła się śmiać.
- Nawet na to nie licz. – wyminęła go i poszła w kierunku pokoju lekarskiego.
- Na początek dobre i to. – powiedział sam do siebie. W przerwie Maks poszedł się przewietrzyć. Usiadł na ławeczce przed szpitalem i czytał artykuł medyczny po francusku. Alicja dojrzała go z okna i stwierdziła, że też może się dotlenić. Usiadła koło niego. Zerknęła, co trzyma w ręku.
- Udajesz, że znasz francuski. – skwitowała, prostując się. Uśmiechnął się.
- Nie tak jak kiedyś, a ty? – spojrzał na nią.
- Moja mama słuchała "Aux Champs Elysees", a ja tak strasznie chciałam wiedzieć, o czym śpoewają. Zaczął śpiewać jej tą piosenkę. Alicja ciągle się śmiała. Wstał i wystawił rękę w jej kierunku. Podała mu swoją dłoń. Zaczęli tańczyć. Świetnie się bawili. Po kilku minutach przestali. Maks jednak jej nie puszczał. Patrzyli sobie w oczy. Keller uśmiechnął się. Deliatnie odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy. Ala czuła, do czego to wszystko prowadzi. Delikatnie z uczuciem pogładził jej policzek. 
- Czy ty próbujesz mnie pocałować? - zapytała. Jego uśmiech był najlepszą odpowiedzią na to pytanie.
- Muszę wracać do pracy. - uwolniła się z jego objęć i poszła w kierunku szpitala, a on za nią. Mieli wspólną operację, asystował im Orda. Maks nie był zadowolony z jego towarzystwa. Podczas operacji Alicja nie zauważyła krwawienia. Daniel zaraz zrobił z tego sensację, chciał iść z tym nawet do ordynatora. Keller zaczął ją bronić. W tym momencie weszła Ala. Orda wyszedł. 
- Dziękuję, ale nie musisz mnie bronić. Popełniłam błąd. - powiedziała.
- Nic się nie stało. 
- Maks!
- Alicja nic się nie stało.
Wyszli z pokoju lekarskiego. 
- Nie gniewasz się już na mnie?
- Nie. Muszę odpocząć. - odpowiedziała, on objął ją ręką.
- Słyszałaś? - Ala spojrzała na niego pytająco - Jestem najprsystojniejszy w całym szpitalu.
- Przestań! - uciekła mu spod ręki.
- No co! Weź to pod uwagę! I mam boskie ręce! - krzyknął. Podszedł do niej i chwycił ją za biodra obiema rękoma. Wtulił się w nią. 
- Maks... Zaczynam się Ciebie coraz bardziej bać.
- Ale pani doktor nie ma się czego bać. Czuję, jaka jesteś spięta i zmęczona, a ja chcę pani pomóc się rozluźnić.
- Czaruś! - zrzuciła jego ręce z bioder i poszła na SOR. Orda zaczął rozpowiadać plotki na temat jej romansu z Kellerem. Wkurzyła się na niego. Próbowała to sprostować, ale Daniel nie chciał jej słuchać. Do Maksa też doszły te pogłoski. Strasznie się zdenerwował. Pogroził Ordzie, że nie ma prawa zmyślać i rozgłaszać takich rzeczy o Alicji. Na schodach Keller dostrzegł Alę i poszedł do niej. 
- Mam nadzieję, że do niego dotarło.
- Szczerze mówiąc, mam to gdzieś. - odpowiedziała.
- Ale ja nie. Mnie może sobie obrażać. Proszę bardzo, ale Ciebie.
- Maks! Orda powiedział na głos, tylko to co wszyscy myślą. 
- Nie chciałem, żeby tak wyszło.
- Ale wyszło! Od reputacji nie ucieknę. - zatrzymała się - Chociaż swoją drogą to dobrana z nas para. Don Juan i puszczalska.
- Podoba ci się to. - stanął za nią. Zrobiła zdziwioną minę. - Tak troszeczkę. Uciekamy?
- Ja nie uciekam.
- Chodź! Pokażę ci coś. Nie ufasz mi? Ufam ci, ufam. No to chodź, na co czekamy? No chodź! - objął ją i zaprowadził do tajemnego miejsca. Zjeżdżali tam windą. Keller był bardzo blisko niej. Kiedy weszli, Ala zaczęła się rozglądać. 
- Tajemne miejsce? - zapytała.
- Tajemne miejsce. Widzisz jaki zaszczyt Cię kopnął.
- Uff! Dziękuję bardzo. Nawet nie jestem na niego zła. Bardziej na siebie. Gdybym nie poszła na medycynę, nie wylądowała na oddziale Florczyka...
- Ale wtedy nie poznałabyś mnie...
- A ty mnie...
- To straszne. - powiedział to, zbliżając się do niej. Alicja wiedziała, że powinna się odsunąć, ale nie chciała. Delikatnie dotknął jej policzka i pocałował. Najpierw delikatnie, czule, potem coraz namiętniej. Maks był coraz odważniejszy. Jego ręce wylądowaly na jej biodrach. Ona założyła swoje ręce na jego szyję. Oderwali się od siebie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy. Ala uśmiechnęła się nieśmiało. On pogładził ją po policzku.
- Ale on dobrze całuje... - pomyślała - skubany! Przystojny i w dodatku tak dobrze całuje! Ale wpadłam! Nie pokażę mu tego.
- Chyba już czas na nas. - powiedziała.
- To chodź. - chwycił jej dłoń, splótł ich palce i poszli.

niedziela, 1 września 2013

Odcinek 3. Moimi oczami cz.2

Witam,

Wiem znowu późno. Szczerze powiem bardzo podoba mi się ta część! Na końcu zdecydowanie poniosła mnie fantazja, ale nie mogłam się powstrzymać. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 

Miłego czytania :) 

PS. Dziękuję za wyrozumiałość :) Buziaki! 



"Odcinek 3. Moimi oczami" cz.2


Następnego dnia Alicja spotkała się mężczyzną, który zajmuje się utalentowaną młodzieżą. Niestety nie było tak owocne, jak na to liczyła. Pożegnała się z nim i wróciła do swoich obowiązków. Przez przypadek Maks go spotkał. Okazało się, że to jego kumpel ze starych czasów. Porozmawiali na ten temat i udało się. Później Keller operował razem z Szymańską. Podczas operacji zachowywali się profesjonalnie. Nie mógł przestać na nią spoglądać. Widok jej skupienia, jak marszczy przy tym brwi i słuchanie jej pięknego głosu. Zdecydowanie to wszystko umilało mu czas podczas trzymania haków. W pewnym momencie nie mógł się powstrzymać od komentarza.
- Boskie ręce. – powiedział z uśmiechem na twarzy. Alicja spojrzała na niego.
- Dziękuję bardzo. – odpowiedziała miło zaskoczona.
- Mówiłem o swoich. – bum. Bańka pękła, a już myślała, że dostała komplement od Kellera. Tss.. Przecież to niemożliwe. Nie mogła, jednak powstrzymać śmiechu.
- Zszywasz. – dodała z rozbawienia.
- Z przyjemnością, chociaż wolę patrzeć jak pani doktor to robi i te zwinne rączki. – jego oczy aż lśniły od tych iskierek w nich. Ala pokręciła głową z niedowierzaniem i odeszła od stołu. Alicja napotkała w holu małego pacjenta, który przyjechał do Copernicusa po upadku z drzewa. Zapytała się go, co tu robi, odpowiedział, że dr Orda wystawił mu wypis. Od razu znalazła go i zaczęła się na niego unosić. „Dlaczego to robi? Co mu przeszkadza jeden pacjent na obserwacji?”. On ciągle się upierał przy swoim. Sprawy zaszły nawet do profesora Micha. W trakcie spotkanie wpadł Maks i oznajmił wszystkim, że pacjent nie może opuścić szpitala, ponieważ nadal ma podejrzenie wstrząśnienia mózgu. Jednym słowem rozwiązał problem Alicji za co była mu strasznie wdzięczna. Keller odprowadził Alę kawałek.
- Dziękuję bardzo! – powiedziała z wdzięcznością.
- Proszę bardzo. Wiem, jak ciężko jest walczyć, kiedy nie ma się przyjaciół.
- No tak, ale ty masz przyjaciół.
- To, gdzie oni są, kiedy ich potrzebujemy. Na przykład dzisiaj.
- A co jest dzisiaj?
- Moje trzydzieste czwarte urodziny. Zaprosiłem paru przyjaciół. Wszyscy się wykręcili.
- Dlaczego mnie nie zaprosiłeś? – zapytała oburzona.
- Bo i tak byś nie przyszła. – odpowiedział pewnym głosem.
- Skąd wiesz?
- Już trochę cię poznałem.
- To się zdziwisz, bo przyjdę. – Maks był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy.
- Przyjdę po Ciebie. Tak na wszelki wypadek, żebyś się nie zgubiła albo żeby ktoś cię nie porwał. – puścił jej oczko – Takie piękne, młode kobiety są teraz w cenie. – wrócił do szpitala się przebrać. Powiedział Jivanowi o swoim niecnym planie, on oczywiście potępił jego sposoby i dał mu do zrozumienia, że kłamstwo ma krótkie nogi. Przyszedł czas na „przyjęcie urodzinowe”. Keller stał i czekał pod kamienicą Ali. Zobaczył ją, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Witam śliczną panią doktor!
- Już nie słodź tak. – odpowiedziała zadziornie. Szli rozmawiając o wszystkim. Doszli do restauracji. Zajęli miejsce w ładnej części sali. Alicja stwierdziła, że trochę tutaj ciasno. Dała mu obrazek, który przedstawiał dość dziwne rzeczy.
- Ładny. – powiedział ledwo powstrzymując śmiech – przy tobie, jednak wymięka. – Szymańska nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Lubił słuchać tego dźwięku. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Poczuła się niezręcznie, więc przerwała tą chwilę mówiąc:
- Mam nadzieję, że kolejna niespodzianka również ci się spodoba. Zamknij oczy. – Maks posłusznie zamknął oczy. Alicja wstała i weszli Sylwia, Jivan i Piotr. Razem z Alą zaśpiewali „Sto lat”. Intryga Kellera wyszła na wierzch. Zjedli razem kolację. Może nie było tak jak to sobie zaplanował, ale nadal była w tym towarzystwie piękna pani doktor, więc był zadowolony. Później rozstali się pod restauracją. Maks zaproponował, że ją odprowadzi. Zgodziła się. Szli ramię w ramię.
- Kiedy się domyśliłaś? – przerwał milczenie.
- Od razu.
- Od razu. – powtórzył.
- Nie przedrzeźniaj mnie! Jakoś tak mam ostatnio, że od razu wyczuwam, kiedy ktoś kłamie.
- A chciałem z tobą posiedzieć sam na sam, porozmawiać. No ludzie czasami tak robią, to nic złego.
- A po wczorajszym dyżurze ci nie wystarczy? – zapytała.
- Rozmów z tobą nigdy za wiele. – odpowiedział rozbawiony.
- Czaruś… - dodała z uśmiechem.
- Ale chyba nie było tak źle, co?
- Skąd! – kąciki ust Maksa powędrowały do góry – Było okropnie! – Alicja miała poważną twarz, mina Kellerowi zrzedła. Zatrzymali się, spojrzała mu w oczy i wybuchnęła śmiechem. – Taki żarcik! Chwytasz? – walnęła go w ramię i poszła przed siebie.
- Jesteś straszna! – Ala natychmiast się odwróciła i „zabiła go wzrokiem” – To znaczy chciałem powiedzieć, że… eeeee… no przecież… ja… - na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Przecież wiem, że żartowałeś. Dobra ze mnie aktorka, co? – dogonił ją. Był totalnie skołowany tymi jej żartami, ale podobało mu się to. Może powodem był drink, który wypiła. Nie zastanawiał się nad tym. Odprowadził ją do domu. Stali chwilę pod kamienicą. Alicja spojrzała na niego.
- To co? Może wejdziesz na górę? – zapytała z uśmieszkiem.
- Znowu ci się na żarciki zebrało… - powiedział z rozbawieniem.
- Nie, to mówiłam na serio, ale skoro nie chcesz. To pa! – krzyknęła i wbiegła do kamienicy. Maks nie poznawał jej. To nie była ta sama doktor, ale coraz bardziej lubił ją w wydaniu wariatki. Następnego dnia mieli razem dyżur. Na korytarzu na Kellera czekała uradowana matka zdolnego chłopca, który dostał stypendium dzięki jego pomocy. Zaczęła mu dziękować. On czuł się skrępowany. Zapewniał, że nie ma potrzeby, że przyjemność po jego stronie. Przeprosił ją, ponieważ się spieszył. Tym samym korytarzem szła Alicja, więc, gdy mama małego pacjenta tylko ją dostrzegła, od razu podbiegła do niej i powiadomiła ją o swoim szczęściu, nie pominęła faktu, kto jest za to odpowiedzialny. Ala była zaskoczona i szczęśliwa, że Maks się w końcu przejął i pomógł w załatwieniu tego. Nadal nie rozumiała, dlaczego jej odmówiono, a jemu nie. Postanowiła to sprawdzić, więc udała się do pokoju lekarskiego, gdzie powinien być. Weszła i zobaczyła go, opierającego się na biurku. Spojrzała na niego, a on na nią. Nie wiedziała dlaczego, ale jej wzrok powędrował na jego pupę.
- Kurde, on ma naprawdę niezły tyłek! – pomyślała - STOP! Dlaczego ja myślę o nim w ten sposób?! Jezu… Nie przyszłaś tu rozbierać go w myślach albo w jakikolwiek inny sposób! Przyszłaś tu pogadać o sprawach zawodowych. – starała pozbyć cię tych zbereźnych myśli z głowy.
- Co jest? – zapytał.
- Nic. – odpowiedziała. Wsadziła teczkę do szuflady i zaskoczona stanęła za nim.
- Wiem, że mam fajny tyłek. – klepnął się w niego. Alicja była zażenowana, ale uznała, że puści tą uwagę mimo uszu.
- Jak ci się to udało tak szybko załatwić? – zapytała zaciekawiona. On odwrócił się z uśmiechem na ustach, usiadł na biurku.
- Czary. – odpowiedział, wymachując przy tym rękoma. Widać było rozbawienie na jego twarzy.
- Ej! – powstrzymała jego ręce przed dalszymi niepotrzebnymi ruchami – Poważnie pytam.
- Ten gościu z fundacji to mój kumpel. Pracowaliśmy razem jako wolontariusze. Było jedno wolne miejsce…
- A poza tym lubisz, jak kobiety rzucają ci się na szyję. – przerwała mu.
- Co?! – zapytał zdziwiony.
- Nic. Dzięki. – pocałowała go w policzek. Spojrzała na niego badawczo. – Poczerwieniałeś. – Stwierdziła.
- Nie.
- Ale naprawdę! Nie sądziłam, że umiesz! – strasznie ją to bawiło.
- Nie! Nie jestem czerwony.
- Jesteś jak burak!
- Czyli co? Sugerujesz, że jestem burakiem? – zapytał.
- Ale ja lubię buraki! – odpowiedziała, odchodząc w stronę wyjścia.
- Czyli jednak mnie lubi! – pomyślał. – Ale to komplement? – zapytał, idąc za nią. – Alicja, ale dlaczego znowu uciekasz?! Nie uciekaj! To może się w końcu ze mną umówisz! -– stał i czekał. Zastanawiał sięm czy wyjdzie zza rogu, za który przed chwilą wchodziła. Nagle ujrzał ją roześmianą. Taką ją lubił najbardziej.
- Może to nie jest taki głupi pomysł. – odpowiedziała. Szybko do niej podszedł.
- Hura! Hura! – krzyczał, skacząc przy tym jak dziecko - To kiedy? Gdzie? O której? – zapytał.
- Przestań wariacie! – położyła mu ręce na ramionach, żeby przestał podskakiwać.
- To wariacie czy buraku, bo zaczynam się gubić w tych przezwiskach. – Zrobił minkę na chłopca, który zgubił się w sklepie. Ala nie mogła przestać się śmiać. Złapała się za brzuch, który zaczął ją boleć z tej przyczyny.
- Chyba Pani doktor potrzebne jest „usta usta”. Służę pomocą! Superman gna na ratunek! – zrobił pozę na Superman’a.
- Coraz bardziej zastanawiam się czy ta randka to dobry pomysł.
- Bardzo dobry! Jeżeli nie zrobisz tego po dobroci, to użyję moich nad zdolnych mocy! Uprzedzam, mogę posłużyć się torturami… - powiedział poważnie.
- A co to za tortury? – też spoważniała. Zbliżył się do jej ucha.
- Pocałunki i znacznie, znacznie gorsze… - szepnął.
- Zboczeniec!
- Miałem  na myśli pompki! Pani doktor nie spodziewałam się tego po pani! Takie zbereźne myśli?! Ugh! Aż strach pomyśleć co będzie działo się na randce. – uśmiechnął się łobuzersko. - Powinienem zacząć obawiać się o własne życie.
Alicja walnęła go w ramię i poszła w przeciwną stroną.
- Zaproszenie wyślę sową! – krzyknął za nią i z uśmiechem na ustach odszedł w kierunku SORu.