Witam,
Kolejna długa przerwa… tak wiem, miało być inaczej.
Niestety. Koniec roku i wszystko co się wokół dzieje, dało mi nieźle w kość,
ale pozytywnie. J
tylko nie miałam siły ani weny pisać…
Mam nadzieję, że poziom nie jest karygodny, dajcie znać
czy sens pisać i czy w ogóle ktokolwiek
to czyta.
Polecam włączyć te cztery piosenki, które są wymienione w opowiadaniu. Ale do niczego nie zmuszam J
Miłego czytania,
Buziaki!
Buziaki!
10.
Wróciliśmy na miejsca, jak
kazała nam stewardessa. Patrzył na mnie tym świdrującym spojrzeniem. Przeszywał
mnie nim. Zapieliśmy pasy. Położył rękę na moim udzie. Widziałam, że nie jest
mu łatwo, w dodatku jego dłoń na mojej nodze też mi nie pomagała. Było nam trudno usiedzieć po takiej
dawcę emocji i podniecenia jaką sobie zafundowaliśmy. Moja głowa bezsilnie
opadła na jego ramię. Dawno nie buzowało we mnie tyle emocji na raz, co teraz.
Co się ze mną dzieje? Ciągle zadawałam sobie to pytanie. Ja ci odpowiem. Nieubłaganie
zbliża się moment waszego rozstania. Patrzcie, patrzcie nasza Ala chyba się
zakochała! Taaaa, chyba zesrała... Uuu widzę, że odziedziczyłaś po mnie dar ironizowania!
Brawo! Jak mogłam się niby zakochać w 4 dni?! No właśnie tez mnie to
zadziwia... Zdolna jesteś, nie ma to tamto. Z rozmyślań wyrwały mnie usta
Maksa, które spoczęły na moich.
- O czym tak intensywnie myślisz? - spojrzał na mnie.
- Ja? O niczym. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Przecież widzę... - miział mnie po nodze
i patrzył mi w oczy. Liczyłam, że moje umiejętności aktorskie są na trochę
wyższym poziomie. Chyba się jednak myliłam... Czas na stanowcze posunięcie!
- Naprawdę - pocałowałam go, żeby odwrócić
jego uwagę. Ktoś tu się nie chce przyznać do tęsknoty, która zalewa jego
serce... Och jakie to romantyczne!!! Pierwszy raz od dawna miałam w dupie głos,
który siedział w mojej głowie. Całkowicie poddałam się pocałunkowi. Oderwaliśmy
się dopiero, gdy poczuliśmy, ze wylądowaliśmy. Odpięliśmy się, zabraliśmy
wszystkie swoje rzeczy i szliśmy trzymając się za ręce w stronę miejsca, gdzie
mieliśmy odebrać swoje walizki. Byłam bardzo skupiona na poszukiwaniu swojego
bagażu, z kolei Maks przeciwnie. Jego dłoń wyładowała na moim biodrze, a że
miałam koszulkę to zaraz nawet pod nią. I zaczął mnie cmokać. Na początek w
głowę, skroń, policzek, za uchem, szyja, żuchwa... Spojrzałam na niego. I to
był błąd! Bo moje poszukiwania przez to na tym etapie zakończyłam. W dodatku
nie z własnej woli. Zaczął mnie całować na środku, ŚRODKU lotniska. Nie no
pewnie! Po co poczekać na miejsce, gdzie nie patrzy na nas około tysiąca
ludzi?! Nie wspomnę o tym, ze wystarczyłoby chociaż zejść na bok! Tak bardzo ci
to przeszkadza, ze nawet zaczęłaś odwzajemniać. Gdy nam zabrakło powietrza,
oderwaliśmy się od siebie.
- Czy ty trochę za swobodnie się nie
czujesz? - zmierzyłam go wzorkiem - Wakacje panie doktorze się skończyły... -
właśnie jechały nasze walizki. Zaczęłam się z nią siłować, ale od razu mój
"rycerz" mnie wyręczył. Szliśmy w milczeniu. Zachowywałam bezpieczną
odległość. W końcu może tu być ktoś znajomy, a tego bym nie chciała. Zaraz
zaczęliby gadać, ze pojechała na sympozjum jako singielka, a wróciła z jakimś
facetem. Nie zostawiliby na mnie suchej nitki. Ej! To nie jest tak, ze ja się
wstydzę Maksa, żeby to było jasne! Tylko... Dobra nieważne. Pogrążasz się...
Wyszliśmy przed lotnisko.
Jestem autem, chodź podrzucę cię. -
spojrzał na mnie.
(Blue
Cafe - "My road")
- Maks... Nie przedłużajmy tego momentu.
Dobrze wiesz i ty i ja, że wróciliśmy do Polski. Ty masz swoje życie, ja mam
swoje... I że więcej się nie spotkamy... - ostatnie słowa ledwo przeszły mi
przez gardło. Maksa zatkało. Widziałam to. Nie wiedział co mi na to
odpowiedzieć. Wykorzystałam moment i podeszłam do taksówki. Zaczęłam pakować
torbę do bagażnika. Zaraz przy mnie znalazł się Maks i wsadził ją za mnie.
Spojrzałam na niego. Może troszkę będę tęsknić za tym głupkiem... Nie! Nie
będziesz! Jesteś dużą dziewczynką Ala! Zamknął bagażnik. Już chciałam otworzyć
drzwi, kiedy poczułam jak jego silnego dłonie mnie obracają. Spojrzał mi w oczy
i pocałował mnie. Przylgnęłam do niego całym ciałem, moje ręce mierzwiły jego
włosy. Przyparł mnie delikatnie do taksówki i całował. Chcę, żeby w tym
momencie zatrzymał się cały świat. Żeby ta chwila trwała wiecznie. Zapomniałam
o wszystkim wokół mnie. O tym, że ostatni raz całuję tego faceta, że to jest
nasze ostatnie spotkanie. Zabrakło nam tchu. Spojrzałam w jego oczy.
Wiedziałam, że zaraz będzie za późno. To jest ten moment na zdecydowane cięcie.
Delikatnie musnęłam jego usta. Rzuciłam krótkie "żegnaj" w jego
stronę i szybko wsiadłam do taksówki.
Niech pan jedzie! - krzyknęłam na
niewinnego kierowcę, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. I co to już?
Koniec?! To niesprawiedliwe! Oparłam głowę o szybę. Nie byłam wstanie ogarnąć
tego wszystkiego. Przecież to tylko kilkudniowa znajomość... Dlaczego to tak
cholernie boli?!
***
( Pezet - "Spadam")
Stoję i patrzę w oddalająca się taksówkę... Kolana się pode mną ugięły... Oddech przyspieszył. I co? Że....
Żegnaj? Stary! Weź się w garść! Klepnąłem się w policzek ręką i poszedłem do
auta. Wszystko robiłem tak bez uczuć, zaangażowania. Automatycznie... Wsiadłem
do auta i wtedy wszystko wróciło. Emocje tłumione przeze mnie, wyszły na
wierzch! Zacząłem krzyczeć, bić kierownice. Wpadłem w szał. Kuźwa! Dlaczego?!
Stałem jak ten palant i patrzyłem w odjeżdżający samochód! Położyłem
głowę na kierownicy. W tym momencie przemawia przeze mnie bezsilność. Przecież
już nic nie mogę zrobić... Chciałbym znowu mieć ja przy sobie, czuć jej ciepło,
usta, bliskość... Wsłuchiwałem się w tekst piosenki z płyty. Pezet wie, co
rapuje... Moje życie spada w dół... Wszystko łamie się na pół... Maks! Ogarnij
się! Było. Minęło. Zamknij się w końcu! Odjechałem. Myśl przewodnia na
dzisiejszy wieczór: napić się i zaliczyć panienkę... Jechałem do domu, w
głośnikach ciągle ta sama piosenka. Podjechałem pod moje mieszkanie. Wyjąłem
swoją walizkę, wszedłem do domu. Rzuciłem ją gdzieś w kąt. Włączyłem muzykę na
full. Nalałem sobie whisky. Ściągnąłem koszulkę. Wypiłem duszkiem całą zawartość
szklanki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Rozbudził mnie. Stałem w
samych bokserkach przed lustrem i podziwiałem swoją muskulaturę. Stary! Jak nie
ta, to inna! Jedna taka Szymańska łazi po tej ziemi? Dobrze gada! Polać mu! Uniosłem
szklankę do góry i wypiłem kolejną porcję alkoholu. Topisz smutki… Pogięło cię?
Ja się relaksuję. RE-LA-KSU-JĘ! Zadzwoniłem do Bartka, żeby się szykował. On jest
zawsze chętny na imprezę. Założyłem jeansy opinające mój zajebisty tyłeczek.
Każda foczka na niego leci! Młoda, stara, brunetka, blondynka… KAŻDA! Potem koszulę.
Laski to lubią. Tona wody kolońskiej – odhaczone, żel na włosach – jest!
Zacząłem macać tylną kieszeń spodni. Gumki – są! No to do dzieła! Podjechałem taksówką
pod dom kumpla. Zaraz pojawił się Bartek i wsiadł.
- Siema Casanovo! – przywitał się ze
mną, zawsze tak do mnie mówi. Chłopak chyba ma jakiś kompleks na moim punkcie.
Mówię wam.
- Siema! - przybyliśmy piątkę.
- To co lecimy wyrwać jakaś foczkę??
- I to nie jedną!
- Stary! - spojrzał na mnie - Tęskniłem!
- rzucił się na mnie.
- Ty wzruszyłem się! Ale! - odsunąłem go
od siebie - Dzisiaj... Nie mamy geyparty. - zaśmiałem się i wyruszyliśmy w
świetnym humorze do naszego ulubionego klubu. Dużo tam było studentek, które
jak tylko mnie widziały to od razu mokro na wejście. Weszliśmy i zobaczyliśmy
zapełniony parkiet, naszego kumpla za barem. Żyć nie umierać! Podeszliśmy do
niego.
- Oooo kogo moje oczy widzą!! -
przywitał się z nami - to co zawsze?
- Ja dzisiaj idę na grubo! Wódkę lej! -
nalał mi kieliszek, a ja go haustem wypiłem i tak jeszcze dwa następne.
Nie musieliśmy długo czekać, a jakieś laski już przy nas stały i dawały nam
znaki.
- Widzisz te dwie po prawo? - Bartek
dyskretnie spojrzał.
- No widzę. Całkiem niezłe. - uśmiechnął
się łobuzersko.
- Gapią się na nas jakieś 20 minut...
- To co? Do dzieła! Chyba nie muszę Cie
uczyć jak się to robi, prawda? - za to dostał cios w brzuch. Podeszliśmy do pań
z dwóch stron. Ja wziąłem brunetkę, Bartkowi została blondynka. Generalnie gościu
ma pod górkę, bo widzę, że spokojnie mógłbym zgarnąć je obie. No cóż. Dzisiaj
szczęśliwy dzień brunetki.
- Proszę sex on the beach dla tej pani.
- spojrzałem na nią i się uśmiechnąłem. Zachichotała. Barman postawił przed nią
drinka. Zaczęliśmy sobie rozmawiać. Wiecie tania bajera. Przy moim wyglądzie
wiele nie trzeba. Zaraz wyciągnąłem ją na parkiet. Na początku udawała, ze jest
zdystansowana, a za chwile prawie wisiała na mnie. Ale to dobrze. Muszę zrobić
"oględziny" jej ciała. Zacząłem sobie używać, a ona była w siódmym
niebie. Zaczęliśmy się całować. Po kilku piosenkach przenieśliśmy się na kanapę
i tam kontynuowaliśmy nasza zabawę. Byłem coraz odważniejszy. Ona zresztą też.
Coraz bardziej napalona na mnie. Jej ręka wędrowała na moje przyrodzenie. Fajne
są takie wyzwolone, nakręcone na ciebie laski. Chociaż nie próbują udawać
cnotki przed tobą, a ty nie musisz robić z siebie zakochanego idioty. Pieprzyć
uczucia! Spojrzałem na nią.
- Może pójdziemy do mnie? Mieszkam stąd
dwa kroki.
- Z chęcią. - uśmiechnęła się.
Pożegnałem się tylko z Bartkiem, który dalej urabiał tamta dupę. Ta blondyna
też konkret. Fajne cycki ma. Życzyć mu powodzenia. Zaśmiałem się sam do siebie
i wyszedłem dumny jak paw. Weszliśmy do mnie, a ona prawie od razu się na mnie
rzuciła. Znaleźliśmy się w sypialni. Zacząłem pozbywać się jej sukienki. Całowaliśmy
się. Schodziłem pocałunkami coraz niżej. Dziewczyna była wniebowzięta. Dużo im
nie potrzeba. Standardowa gra wstępna. I zaraz szpachlowanko! Zamieniliśmy się pozycjami. Teraz to ona nade mną górowała. Zaczęła też całować moją szyję,
ramiona... Schodziła coraz niżej. Było mi cudownie. Jeszcze wczoraj droczyliśmy
się z Ala... Wiem, że ona mnie chciała. Uśmiechnąłem się. Jakie chciała?! Ona
mnie pragnęła. Głuptas się przyznać wstydził. W tym samolocie było już tak
blisko. Ale się wtedy na nią nakręciłem. Te jej rozgrzane usta, o jej ciele nie
wspomnę! Miała taką aksamitna skore w dotyku. Ala, Ala, Ala. Znowu się uśmiechnąłem.
- Ala?! - jej krzyk wyrwał mnie z
rozmyślań. - jaka Ala?! Chyba ci się coś popieprzyło idioto!
- Nie! Nie! - chciałem zawołać ja po
imieniu, tylko jak ona się nazywała?! Zeszła na mnie i w pośpiechu zaczęła się ubierać. - Musiałaś się przesłyszeć. - -- Wiesz.... Jak mi jest dobrze, to
nieraz gadam takie głupoty. - próbowałem się głupio tłumaczyć.
- Ale farmazony opowiadasz! Dzisiaj nie
poruchasz! Albo idź do swojej Alusi... - usłyszałem tylko trzask. Kuźwa!
Odpadłem na łóżko zrezygnowany. Co ty chłopie odwalasz?!
***
Wpadłam do domu Wypłakałam wszystkie łzy
jakie miałam! Teraz będzie już tylko lepiej. Czuję to. Nalałam sobie
kulturalnie lampkę wina. Włączyłam radio. Ooo bardzo fajna, energetyczna
muzyczka. Ściągnęłam z siebie ciuchy i zrobiłam sobie cieplutką kąpiel z
pianką. Wskoczyłam do wanny. Ooo jak cudownie. Żyć, nie umierać! Facet jest jak
autobus! Będzie następny! Bardzo ładne, optymistyczne podsumowanie mojej
krótkie znajomości z dr Kellerem. Po godzinnym relaksie wyszłam opatulona
ręcznikiem z postanowieniem, zrobienia sobie kolacji. Usłyszałam piosenkę James
Blunt – „Goodbye my lover”. To zdecydowanie przeważyło szalę. Nawet nie wiem
kiedy osunęłam się po ścianie i zaczęłam płakać. Wróciło. Wszystko wróciło ze
zdwojoną siłą. Czułam jego dłonie na mojej skórze. Jego usta, które muskają
moje usta, szyję. Nie wiem, ile tak siedziałam pod tą ścianą. Zebrałam się w
sobie. Sięgnęłam butelkę wina i rzuciłam się na łóżko dalej rozpaczać. Po co?
Dlaczego? Nie wiem. Już od godziny leżę na łóżku. Wokół mnie butelki wina. Coś
czuję, że jutro dopadnie mnie kac gigant... Kac morderca nie ma serca. Oo głosik
w główce wrócił. Śmiałam się. Byłam w tak żałosnym stanie, ze nawet śmiałam się
sama do siebie. Nawet nie miałam już łez, którymi mogłabym płakać. W tle
leciała Kelly Clarkson - "Because of you". Przerosło mnie to... Nie
mam siły, a tym bardziej ochoty udawać, że jest inaczej... Jak zwykle.
Zachowujesz się jak gówniara! Kiedy zaczynasz coś czuć, to od razu pancerz
ochronny na grzbiet i w długą... Ty to mówisz?! A kto przez cały wyjazd truł mi
dupę, ze "tak nie można", " Ile ty go znasz?", "Szanuj
się!". Czekaj, czekaj! Ja nie chciałam, żebyś z nim od razu do łóżka szła
tylko! Ale numer mogłaś mu dać. Weź! Daj mi spokój! Nie, nie dam ci spokoju, bo
beze mnie całkiem się rozkleisz! Trudno! Był Maks. Nie ma Maksa. Znajdziesz
sobie kolejnego. Na pewno! Ale przestań już płakać. Wstań. Zmień muzykę albo ja
całkiem wyłącz. Weź prysznic i zjedz coś. Chociaż kac i tak cie nie ominie. Życie
toczy się dalej. Bez Maksa Kellera.
Mała wymiatasz!!! I like it <3
OdpowiedzUsuńMoja kochana!! :* <3
UsuńSuper jest :) mam nadzieje że nie będziesz kazała nam długo czekać na kolejną część ;)
OdpowiedzUsuńno nareszcie !!! super Ci to wyszło :)
OdpowiedzUsuńDareczka jak zawsze cudownie! <33
OdpowiedzUsuń~Zuza
Świetna część, a zwłaszcza moment przy taksówce <3
OdpowiedzUsuńNajlepsze opowiadanie jakie ostatnio czytałam! Gratuluję pomysłu!! <3
OdpowiedzUsuńJakże wyczekana część :) Ale było warto czekać-nic dodać nic ująć :D/jj89
OdpowiedzUsuńPokonuję góry w postaci zepsutego komputera i, niestety, nie mam jak sobie puścić muzyki do tła, ale nawet bez niej to jest epickie. Jak Ty to robisz? D:
OdpowiedzUsuńŚwietne :D
OdpowiedzUsuńPolecam też czytać mojego bloga : http://ala-i-maks-na-zawsze-razem.blogspot.com/
wstrętna dziewczyna, narzucająca się żonatym facetom i wyobrażająca sobie nie wiadomo co o sobie. Pamiętaj, że wszystkie kariery przez tzwn . łózko sę krótkotrwałe.
OdpowiedzUsuń1) Pod takim komentarzem wypadałoby się podpisać, bo pisanie z anonima przychodzi dużo łatwiej.
OdpowiedzUsuń2) Za pomówienia można załozyć sprawę karną.
3) Skąd tyle jadu i zazdrości w jednej osobie.
PS. Doceniam tak ogromną wiedzę na temat karier łóżkowych… Czyżby z autopsji?
Moja wypowiedź nie podlega pod art. 212 kc, więc nie strasz, dziewczynko.
OdpowiedzUsuńZresztą...rób, co chcesz. Widocznie to signum temporis, że nastolatki grożą, rozwalają związki i nie czują się winne.
Przede wszystkim art. 212 KK, a nie KC… Woli ścisłości. Poza tym podlega… "Zgodnie z definicją art. 212 § 1 Kodeksu karnego zniesławienie polega na pomawianiu o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć w opinii publicznej […] Zniesławienie musi odnosić się do postępowania (np. głosimy, że pan X prowadzi bardzo niemoralne życie)". Signum temporis jest też to, że kobiety dwa razy starsze ode mnie, szukają zajęcia na blogach, aby pisać niestworzone historię. Znajdź przeciwnika w swoim wieku i odwagę, aby w końcu się podpisać.
UsuńPs. Po raz kolejny jestem zdumiona wiedzą na temat rozwalania związków, widać, że masz większe doświadczenie ode mnie.